piątek, 8 grudnia 2017

Kolejny rok (prawie) za nami

Co prawda 2017 rok nadal trwa, aczkolwiek postanowiłam skorzystać z chwili natchnienia i uczynić tradycyjny, podsumowujący post. Blog istnieje już ponad trzy lata, co zmieniło się od tego czasu? Nie wiem nawet od czego zacząć...

Mimo wielu pozytywnych chwil w 2017 roku, nie nazwę go rokiem udanym. Ba... to był najgorszy rok w moim życiu. Jeśli na bieżąco obserwujecie bloga, możecie domyślać się dlaczego. W styczniu odszedł od Tropek, w lipcu pożegnaliśmy Tarę. Zdecydowanie były to jedne z najcięższych chwil jakie przeżyłam. Zaczynałam ten rok z trzema psami, kończę go z jednym... Wiem, że ten rok był okrutny nie tylko dla mnie, mnóstwo świetnych psiaków wyruszyło za Tęczowy Most. Przeglądając facebook'a co rusz natrafiałam na posty o śmierci super czworonogów, które miałam okazję znać (lub nie), często trudno było mi to przyjąć do wiadomości. Całkowicie zgadzam się z osobą, która stwierdziła, że jedyną wadą psów jest to, że za szybko odchodzą. Minęło wiele miesięcy, a ja nadal nie przyzwyczaiłam się do ich braku. Jak to napisał ktoś wspaniały - żyły zbyt długo, abym teraz potrafiła żyć bez nich i zbyt krótko, aby zdążyć się przygotować i pożegnać...
 Trudno mi pisać o czymkolwiek pozytywnym, biorąc pod uwagę negatywne aspekty. Mam wrażenie, że przepłakałam cały ten rok. Oczywiście, lepsze zdarzenia też miały miejsce - chociażby spędziłyśmy wakacje w towarzystwie świetnych osób, mianowicie Kornelii i Tobiego (osobny post tutaj), wzięłyśmy też udział w naszym pierwszym dogtrekkingu (klik). Pierwszy raz od czterech lat nie byłyśmy na żadnym obozie, ale udało nam się odwiedzić Annówkę.
Stuknął nam też roczek ze szczurami! Dziewczynki 24 października obchodziły pierwsze urodziny. Jako prezent dostały nową klatkę, bo poprzednia była tragiczna w sprzątaniu. Możliwe, że za jakiś czas pojawi się osobny post na ten temat, jeśli kogoś to oczywiście interesuje (to taka sugestia, że możecie napisać w komentarzu czy w ogóle chcecie ;)).
Z Tosią nie byłyśmy na zbyt wielu grupowych spacerkach, mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się to nadrobić. Młoda zrobiła za to ogromne postępy w stosunku do innych psów - co prawda nadal nie pała do nich miłością, ale przynajmniej nie próbuje ich zabić. Szczególnie mam tu na myśli odwiedziny innych burków w naszym domu. Ostatnimi czasy często gości u nas rodzina, która od całkiem niedawna ma szczeniaka. No cóż, nie jest kolorowo, bo są momenty, gdy Tosia chce małą zjeść (szczególnie, gdy próbuje włazić jej do legowiska, ale to akurat jej wybaczam), ale generalnie wszystko odbywa się bez rozlewu krwi. Mam nadzieję, że gdy Mija będzie starsza to zacznie lepiej odczytywać sygnały Tosi, bo póki co nieszczególnie jej to wychodzi ;). 
Warto wspomnieć także o nowym lokatorze, o którym pisałam tutaj. Cody ma już około pół roku, staje się dużym i pięknym kotkiem, który został pełnoprawnym członkiem naszej rodziny. Na gwiazdkę dostanie swoją pierwszą obrożę z adresówką ;). Rodzice powoli się do niego przekonali, gorzej z Tosią - nadal okazuje swoje zbulwersowanie obecnością kota i najzwyczajniej się go boi. Codiś przed kastracją ją atakował, po zabiegu stał się zdecydowanie łagodniejszy i chce się raczej z psem bawić, a ona każdy jego ruch odbiera jako atak, ale coś na to zaradzimy. 
Co do planów na 2018 rok... nie mam żadnych. Wiem, że jeśli coś zaplanuję, to i tak nie wyjdzie tak jak będę chciała. Nie ma to jak iść na spontan! 😋 Pewnie niektórzy zastanawiają się, czy nasza rodzina powiększy się o następnego psa. Postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy i... tak, aczkolwiek długo po śmierci Tropusia i Tary nie mogłam o tym myśleć. Co do rasy i... liczby psiaków, wie niewielka grupka osób i chcę póki co, aby tak zostało. Więcej dowiecie się pewnie dopiero na wiosnę, ja sama nie jestem nawet wszystkiego pewna, więc nie chcę wprowadzać Was w błąd. Przyzwyczaiłam się do życia z trzema psami i egzystowanie z jednym jest po prostu... smutne. Jedyne, co mogę na razie napisać, to odpowiedź na to, co pojawiło się już wcześniej w komentarzach - nie, nie border! ;) 
Podsumowując, był to po prostu smutny rok. Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, ale za dużo wspaniałych stworzeń odeszło, aby zakwalifikować go inaczej. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że rok 2018 przyniesie mniej nieszczęść i więcej dobrych chwil, zdecydowanie zasługujemy na rekompensatę...

7 komentarzy:

  1. Samych dobrych chwil w przyszłym roku, mam nadzieję że uda nam się spotkać nie tylko raz :D No i żeby wszystko sie ułożyło i że poznanm szczeniaczka. ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam taką nadzieję ♥ Dziękujemy i wzajemnie!

      Usuń
  2. Miejmy nadzieję, że przyszły rok będzie lepszy dla wszystkich.
    Liczymy na jakieś spotkanie gdy już pojawi się szczeniaczek. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oprócz obozu na pewno będzie jeszcze jakaś okazja :D też chcemy poznać Finito!

      Usuń
  3. Prześwietne zdjęcia i wpis! :) Mam nadzieję, że nie przestaniesz blogować, bardzo miło spędza mi się tutaj czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Póki co nie mam zamiaru przestawać pisać ;)

      Usuń