niedziela, 4 czerwca 2017

III Dogtrekking w Sławie

fot. Głogowskie Stowarzyszenie Pomocy Zwierzętom AMICUS

Kompletnie nieplanowany i spontaniczny wypad - do wtorku byłam przekonana, że pojawimy się raczej na Latających Psach we Wrocławiu. Do wyboru miałam jeszcze wystawę psów w Lesznie, traf chciał, że wszystkie trzy eventy odbywały się jednego dnia. Decyzja jednak zapadła, jedziemy na dogtrekking! Nigdy nie byłyśmy, trzeba spróbować czegoś nowego. Nie byłam nawet pewna, czy będę miała dojazd, a 80 km to jednak nie jest tak mało. Wyjazd stał zatem pod znakiem zapytania... Jednak udało się i w sobotę z samego rana wyruszyliśmy do Sławy (a ściślej mówiąc Radzynia, bo tam odbywał się start).

Musicie mi wybaczyć zdjęcia w poście - wzięłam ze sobą lustrzankę, aczkolwiek nie było nawet czasu na robienie zdjęć, więc wyjątkowo fotki z telefonu.



Dojazd na miejsce startu okazał się nie lada wyzwaniem - o ile do Sławy z pomocą GPS dojechaliśmy bez większych niespodzianek, o tyle potem zaczęły się schody. Pytaliśmy co drugiego przechodnia, każdy mówił coś innego, a GPS odmówił posłuszeństwa i nie chciał wyszukać odpowiedniego miasta, jakby tego było mało, zasięg był bardzo słaby, więc na mapę google w telefonie też nie mogliśmy liczyć. Start miał zacząć się o 9:30. Byłam prawie pewna, że nie zdążymy i wyruszymy po czasie. Pełna złych obaw spoglądałam na zegarek, czas płynął nieubłaganie szybko, było już piętnaście po dziewiątej, a my nadal błądziliśmy. W końcu dojechaliśmy do Radzynia i znaleźliśmy leśną ścieżkę, która miała prowadzić na "Leśne Ranczo u Starosty". Jednak nie mogło być tak łatwo - za wcześnie skręciliśmy i pojechaliśmy nie tą drogą, którą powinniśmy. Na domiar złego spytaliśmy o drogę kierowcy jakiegoś auta, który zrozumiał, że chcemy pojechać DO DOMU starosty i tam nas poprowadził. 
Nareszcie dotarliśmy na miejsce, zdążyłam pójść po numerki i mapę (którą przez przypadek zostawilśmy w aucie, ale to szczegół), po czym rozpoczął się start. Na miejscu spotkaliśmy się z Alicją i Gabi, Agatą i Waflem, Anią i Nico oraz Nataszą i Majlo. 
Fot. Głogowskie Stowarzyszenie Pomocy Zwierzętom AMICUS
Droga mijała bardzo przyjemnie, szczurek spisywał się świetnie i dzielnie szedł do przodu. Z początku nie było aż tak gorąco, jednak po czasie słoneczko zaczęło dawać się we znaki. Wybraliśmy trasę na 10 km - wiedziałam, że młoda da radę, ale co do siebie nie byłam do końca przekonana. ;) Trasa prowadziła częściowo przez las, częściowo przez drogę asfaltową, przechodziliśmy też koło jeziora i pięknego pola ostropestów plamistych (szczerze żałowałam, że aparat zostawiłam w samochodzie). Po drodze mijaliśmy punkty kontrolne - każdy zawodnik otrzymał karteczkę z numerkami od 1 do 6 i na punktach zaznaczał do którego już dotarł. Komplikacje zaczęły się po dotarciu do punktu... szóstego. Brakowało nam punktu piątego, jak się potem okazało, nie byliśmy jedyni. Z mapy niewiele dało się odczytać, toteż kręciliśmy się w kółko, próbując odnaleźć tajemniczy punkt, który według wytycznych osób, które dotarły już na metę, znajdował się "gdzieś do góry". Punktu jednak jak nie było, tak nie było. Spotkaliśmy grupkę osób z trzema psiakami, które również nie mogły odnaleźć tego punktu. Przechodziliśmy rzekome pole ostropestów kilkakrotnie (a nie było ono wcale małe), bo podobno punkt piąty znajdował się po przeciwnej stronie pola, a niżeli punkt szósty. Minęła dobra godzina, a punktu nie odnaleźliśmy. Ba, wszyscy zawodnicy na 10 km dotarli już na miejsce, tylko my nadal błądziliśmy - zaczęły się telefony, bo każdy zastanawiał się, dlaczego tak długo już nas nie ma. Po pewnym czasie dołączyły do nas kolejne dwie osoby, które nie mogły odnaleźć tego punktu. Minęły prawie 2 godziny, z 10 km zrobiło się pewnie ponad 15 (żałuję, że nie włączyłam endomondo).

Tosia z Iskrą - najbardziej uroczym 6-letnim papisiem, jakiego miałam okazję poznać! ♥
Niestety, punktu nie znaleźliśmy, do teraz nie wiadomo, co się z nim stało - nie mogło być przypadkiem, abyśmy nie zauważyli go w dziewięcioosobowej grupie. Podejrzewam, że ktoś mógł go zdjąć, jednak nie wiem, kto i po co miałby to zrobić. Zrezygnowaliśmy i udaliśmy się na metę.


 Na koniec kilka słów o zachowaniu Tośki - jestem z niej bardzo dumna! Zachowanie wobec innych psiaków oceniam na pięć z minusem, bo zdarzało jej się zawarczeć i kłapnąć ząbkami, jeśli któryś z piesków za długo (jej zdaniem) ją obwąchiwał albo zachęcał do zabawy (to ostatnie tyczy się głównie dużych psów). Poza tym była kochana, nie zaczepiała psów sama z siebie, ignorowała je, nie podchodziła do nich nawet będąc bez smyczy. Szczekała głównie na początku i na postojach (a także na pana kamerzystę, który według Tosi chciał ją skrzywdzić kamerą ;)). Dawała się głaskać praktycznie wszystkim, ba, nawet sama podchodziła do miziania. Świetnie się odwoływała, tutaj serio nie mam zastrzeżeń i widzę ogromny progres - przychodziła właściwie na każde moje zawołanie, no, może kilka razy zdarzyło jej się lekko zawahać. Odwoływała się od piesków, ludzi, trzymała się blisko mnie, nawet gdy była spuszczona. Po dotarciu na metę chodziła praktycznie ciągle bez smyczy, nie miała problemu z mijaniem piesków, nawet tych dużych, wszystkie ignorowała. Jestem z niej mega zadowolona, mam psa, którego bez problemu mogę zabrać na wszelkie psie eventy, a ona da z siebie 101%!
Dodam jeszcze, że całe wpisowe było przeznaczone na podopiecznych Głogowskiego Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom AMICUS (zachęcam do odwiedzenia ich strony na facebook'u). Mimo zmęczenia i pogryzienia przez komary (kleszczy na razie nie odnotowaliśmy) polecam z całego serca, to świetna okazja na wspólny spacer, aktywne spędzenie czasu, pogłębienie relacji z pupilem, socjalizację - same plusy! To nasz pierwszy, ale na pewno nie ostatni dogtrekking. We wrześniu kolejny, mam nadzieję, że uda nam się na niego pojechać. :)

2 komentarze:

  1. chciałam brać udział w dogtrekkingu w Sławie, ale też miałam za wiele wydarzeń w jeden dzień, no i wybrałam inne:) Ale mam nadzieję, że w którejś z kolejnych edycji się uda:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim planem na najbliższy rok jest wzięcie udziału w jakimś dogtrekkingu, jednak blisko nas nic takiego nie jest organizowane, a nie zawsze też miałabym jak dojechać na miejsce spotkania.
    Niezłe zawirowanie mieliście z tym punktem - mogę się założyć, że jak ja pojadę to połowę rzeczy nie zauważę czy zapomnę, bo jestem ogromną gapą, ale pewnie byłby z tego niezły ubaw :D
    Gratulacje świetnej pracy Tośki!

    http://z-zycia-owczarka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń