poniedziałek, 16 marca 2020

Koniec szczurkowej przygody

Podobno doświadczamy w życiu tyle, ile jesteśmy w stanie udźwignąć, ale to nieprawda. Los przecenia nasze możliwości i jest cholernie okrutny. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że w czasie epidemii koronawirusa, prócz spokoju i bezpieczeństwa, odebrał mi też moje szczurze maleństwa?

Niewiele pisałam o nich na blogu, bo jednak szczurze życie nie jest tak aktywne, jak psie. Trafiły do mnie w listopadzie 2017 roku. Znałam je od początku, już kiedy były jednodniowymi, nagimi żelkami. Nie były planowane - wzięłam je od osoby, u której "przypadkowo" przyszły na świat (choć tu bardziej od przypadku zawiniła chyba głupota ludzka). Na początku nie wiedziałam o szczurkach prawie nic. Kupiłam w sklepie zoologicznym klatkę z pięterkami, która wtedy wydawała mi się idealna. Szybko jednak dołączyłam do szczurzej grupy na fb (grupa szczury to prawdziwa skarbnica wiedzy) i dowiedziałam się, iż to lokum nie nadaje się dla żadnego żywego stworzenia. Z początku łączyłam klatkę z inną, aby zapewnić dziewczynom więcej przestrzeni, potem chwilę mieszkały w pożyczonej, odpowiedniej klatce, ale niestety uniemożliwiała ona prawidłowe umeblowanie. Zamówiłam piękną, dużą klatkę - perfecta maxi z zooplusa. I tu zaczęła się cała zabawa z meblowaniem, hamaczkami i półeczkami. W końcu byłam pewna, że moim szczurkom niczego nie brakuje. Siostrzyczki żyły w zdrowiu i spokoju, aż do końcówki 2018 roku.
Dwie łaciate siostry - Mia i Ruby, zachorowały na nowotwory. Niewiele czekając, umówiłam je u gryzoniowego weterynarza na zabiegi. Mia miała guz w pachwinie, a Ruby na listwie mlecznej. W grudniu 2018 dziewczynki zostały zoperowane, bałam się o nie strasznie, ale wiedziałam, że są w dobrych rękach. Po zabiegu nie wygryzły sobie szwów, były wyjątkowo dzielnymi pacjentkami i szybko doszły do siebie. Już nie z takim wigorem jak za czasów młodości, ale nadal biegały po pokoju i rozrabiały. 
Kilka miesięcy po zabiegach zaczęły się kolejne problemy. Szczurki, w wieku prawie trzech lat, zachorowały na guza przysadki. Wszystkie trzy. To częsta przypadłość u szczurków i obserwując szczurzą grupę spodziewałam się, iż to może nastąpić, ale mimo wszystko nie było to łatwe. Dziewczynki dostały niedowład tylnych łapek, nie wspinały się po pięterkach. Miały coraz gorszą równowagę, słuch i wzrok - wcześniej byle szmer wybudzał je ze snu, a teraz musiałam nimi potrząsać. Skończyły się dzikie gonitwy po pokoju i wspinanie się na szafy, nawet podczas wybiegu na łóżku musiałam wciąż je kontrolować, żeby nie spadły. Szczurki przez wiele miesięcy dostawały lek, kabergolinę, i myślę, że to przedłużyło im życie. Już po pierwszych tygodniach stosowania widać było, że lepiej sobie radzą, są żywsze i weselsze. Na stałe zrezygnowałam już z twardego jedzonka, karmę wysypałam ptakom w ogrodzie, a szczurze menu stanowiły miękkie, papkowate pokarmy, jak kaszka sinlac i gerberki. Wyłączałam też stopniowo pięterka w perfekcie, dążąc do jednego, bo szczurki i tak nie mogły się już po nich wspinać. 
I tak dochodzimy do końca szczurkowego życia. 29 lipca 2019 roku pomogliśmy odejść Mii, której stan był tak krytyczny, że malutka nie mogła już sama oddychać i bardzo się męczyła. Pierwszy raz byłam przy uśpieniu mojego zwierzęcia i chyba to uczucie będzie towarzyszyło mi do końca życia. 12 lutego 2020 roku zmarła Bianka, a prawie miesiąc później, 11 marca, dołączyła do niej Ruby. 
Nikt nie ostrzegał, że pożegnania są tak trudne. Na to nie da się przygotować. Ruby i Bianka dożyły prawie 3,5 roku, jak na szczurki to dość dużo. Szczególnie nie spodziewałam się tego po Biance, najmniejsza, najsłabsza z miotu, na dodatek niedowidzący albinosek. Była dzielna. Wszystkie były. 

Chyba nie ma słów, które mogą opisać towarzyszącą mi teraz pustkę. Najpierw nie mogłam przyzwyczaić się do szykowania porcji jedzenia tylko na dwa szczurki, potem na jednego, a teraz? Wcale. Codziennie idę do kuchni przygotować im kolację, sięgam po miseczkę, ale przecież ich już ze mną nie ma. Powędrowały do szczurkowego raju, nareszcie nic je nie boli. Przysporzyły mi w życiu wiele nerwów, pamiętam jak płakałam, gdy przegryzły kuwetę od klatki i nie miałam ich w czym trzymać. Było mi smutno, gdy w pięć minut przegryzały hamaczki, które szyłam dla nich całe dnie. Denerwowały mnie, kiedy nie pozwalały mi spać i urządzały nocne bójki. Ale teraz, po tych wszystkich latach spędzonych razem, w jednym pokoju, jest tu zbyt cicho i pusto. Nawet Nutka chrapiąca tuż obok nie jest w stanie tego zmienić. Szczurki, odchodząc, zabrały ze sobą ogromny kawał mojego życia i wyrwały kawałek serca. Dla większości to tylko gryzoń, szkodnik, ale ja poznałam je bliżej, zrozumiałam kim jest szczur i jakie potrafi nieść ze sobą wartości, a to zwierzę jak żadne inne! I nie ma prawa mówić o nich złego słowa nikt, kto nigdy nie uświadczył szczurzego pocałunku albo nie obserwował szczurzej mądrości, której brakuje wielu ludziom. 

Nie mam zamiaru adoptować kolejnych szczurków. Za krótko żyją, a ja za bardzo je kocham. Poza tym, kończę w tym roku technikum i jeszcze nie wiem, co będzie ze mną dalej, więc nie chcę brać kolejnych zwierząt. Życie ze szczurkami było dla mnie czymś ważnym, bardzo wartościowym i niezapomnianym. Pokochałam te gryzonie tak samo mocno, jak kocham moje pozostałe zwierzęta - czyli bezgranicznie. Cieszę się, że mogłam obserwować ich barwne życie i zapewnić warunki, na jakie zasługiwały. Zwierzęta uczą nas doceniać małe rzeczy i to właśnie pokazały mi szczurki, pomogły spojrzeć na świat inaczej. Na zawsze pozostaną w moim sercu i pamięci, jako mądre i piękne zwierzęta. 

5 komentarzy:

  1. Każda istota raz pokochana zostaje w naszych sercach na całe życie. Może z czasem jej obraz lekko przyblednąć, pokryć się kurzem, to pamięć o niej zawsze nam towarzyszy. Głowa do góry. Nie wiadomo co nam życie przygotowało. Może jeszcze kiedyś kilka ogonków znajdzie u ciebie dom �� �� ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, takie słowa teraz wiele dla mnie znaczą. <3

      Usuń
  2. Już wiem, że Masz we mnie stała czytelniczkę, pozdrawiamy tzn ja z Funia i Maksi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję, bardzo mi miło. :) Również pozdrawiamy z Tosią i Nutką

      Usuń