Każdy je ma, my również. Nie ukrywam, że zaniedbałam Tośkę, jeśli chodzi o treningi. Ćwiczyłyśmy sporadycznie, bo ani ja, ani ona, nie miałyśmy na to ochoty. Niedawno postanowiłam znowu zacząć ćwiczyć i powtarzać sztuczki, a co się okazało? Pies kompletnie stracił motywację do nauki, ani smaczki, ani zabawki nie były w stanie go do niczego przekonać, a nawet gdy już coś wykonał, robił to z zerowym entuzjazmem. Wiedziałam, że musimy coś z tym zrobić, bo tak być nie może.
O tym, że wcześniej przesadzałam z długością i intensywnością treningów wiedziałam już od dawna - m. in. po to zrobiłyśmy tą przydługą przerwę, która z tygodnia przeciągnęła się do dwóch miesięcy. Tosia lubi pracować, ale tylko pod konkretnymi warunkami. Mogę zarzucić ją toną najlepszych smakołyków (a wiecie [albo nie] że Toś kocha jeść), ulubionymi zabawkami, a ona ma to głęboko gdzieś, bo po co ma coś robić, skoro mnie to nie cieszy?
Tak, właśnie. Potrzebowałam tyle czasu, aby zrozumieć, że motywacja to nie smaczki ani zabawki - tylko ja! Niby oczywiste, a jednak w praktyce okazuje się inaczej.
Jestem z reguły (za)spokojna i nagłe wybuchy radości i entuzjazmu były dla mnie obce, dopóki nie zaczęłam trenować z psem. Żałuję masy błędów, które popełniłam na początku naszej drogi, ale coraz częściej widzę, że udaje nam się z nimi walczyć - czyli jednak to co robię, przynosi jakiekolwiek efekty! Dwugodzinny spacer po zatłoczonym mieście, wśród dzieci, biegaczy i innych zwierząt, bez ani jednego szczeknięcia, daje ogromnego kopa i motywację do dalszych ćwiczeń. Z aktualnym problemem też sobie poradzimy, a może w jakimś stopniu już nam się to udało.
Pamiętam, jak na obozie Tosia nie chciała przeskoczyć przez stacjonatę. Usiadła w miejscu i nie chciała się ruszyć, teraz też tak czasem ma. Usłyszałam wtedy, że gdy pies tak się zachowuje, trzeba robić z siebie... klauna i zrobić wszystko, aby czworonóg się nami zainteresował.
Postanowiłam wykorzystać ten sposób i tym razem, ale mój pies, zamiast ruszyć się z miejsca, patrzył na mnie jak na... idiotkę. Zaczęłyśmy się więc bawić, tak, jak wtedy, gdy Toś była jeszcze mała. Zaczepiałam ją rękami, a ona dostawała świra i latała po ogrodzie. Pomogło? I to jak! Po pięciu minutach zabawy żadna sztuczka nie stanowiła dla nas problemu, oczywiście za każdą dobrze wykonaną komendę pokazywałam Tosi, jak bardzo się cieszę. Nagle dotarło do mnie, że to ja jestem dla niej najważniejsza. Skoro widziała, że to co robi nie sprawia, że się uśmiecham - czemu miała to robić? Chce mojego szczęścia, tak jak ja chcę jej.
Niby wydaje mi się, że wiem o psach wystarczająco dużo, ale w praktyce i tak zapominam o najważniejszych rzeczach. Teraz pokazuję Tosi jaka jestem z niej dumna za każdym razem, gdy zrobi coś, co mi się podoba i ona o tym wie, dlatego robi to z jeszcze większym entuzjazmem. Mam wyjątkowego psa i coraz częściej zdaję sobie z tego sprawę.
Życzę Wam powodzenia w dalszej nauce! :) Oby Wam się udało. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy i zapraszamy na nowy post,
http://reksio-the-dog.blogspot.com/
Wspaniale to napisałaś
OdpowiedzUsuńTo cudowne że dla Tosi jesteś tak ważna i ona dla Ciebie
Tosia musi być wyjątkowa skoro tak bardzo docenia Twoje starania i stara się dla Ciebie i że widząc Twoją radość chętniej wykonuje polecanie
Życzę wam samych sukcesów bo jesteście zgranym ,,duetem ''
Wstyd się przyznać, ale my też długo nie ćwiczyliśmy sztuczek, czas je sobie przypomnieć ;)
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia!
Życzę wam powodzenia! Bardzo fajny post, lubię czytać takie posty! Śliczniejszych zdjęć to ja nie widziałam!
OdpowiedzUsuńObserwujemy i zapraszamy do nas:
oczamipsa365.blogspot.com
Wydaje mi się, że metoda zależy od psa z którym pracujemy- mój zdecydowanie woli spokojne, ciche treningi i taki sposób nauki sztuczek, kiedy zaczęłabym nagle piszczeć i klaskać w dłonie zwyczajnie nie wiedziałby o co chodzi, rozproszyłby się i pewnie znalazłby jakąś piłeczkę do zabawy :P Inna sprawa jest z przywołaniem- jak tego się uczyliśmy, było bardzo dużo klaskania w dłonie "uciekania " przeze mnie i wołania psa wysokim głosem :P
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to znaleźć metodę dzięki której pies będzie rozumiał o co chodzi i motywował się do nauki.
Pozdrowienia!
czterolapni.blogspot.com